środa, 9 listopada 2016

We are living in America!

No i stało się! Jankesi pokazali Clintonowej środkowy palec i na prezydenta wybrali Donalad Trumpa.


Niespecjalnie mnie to zaskoczyło, mimo iż przedwyborcze sondaże wyraźnie wskazywały na Hillary Clinton jako faworyta do amerykańskiego tronu. AntyTrumpowska propaganda ukazywała go nieprzerwanie jako człowieka nieprzewidywalnego, zapewniając jednocześnie, iż prezydentura Hillary Clinton będzie bezpośrednią kontynuacją polityki prowadzonej przez Baraca Obamę. Jak się okazało fenomen i wsparcie czarnoskórego prezydenta USA na niewiele się zdały. Wszystko wskazuje na to, iż Ameryka ma szansę odzyskać swe konserwatywne oblicze. Wydaje mi się, iż Hillary przeczuwała, iż wyborcy mogą nie udzielić jej wystarczającego kredytu zaufania, chwytała się więc przysłowiowej brzytwy. Nie wiem czy wiecie, ale kilka dni temu pojawiła się na koncercie znanego amerykańskiego rapera Jay-Z. Jegomość ów, jak to amerykańscy raperzy mają w zwyczaju, wyśpiewywał ze sceny stek bzdur okraszając to olbrzymią porcją "mięsa". Hillary specjalnie to nie przeszkadzało. Po koncercie Clinton podziękowała za wsparcie "muzyka" i stwierdziła co następuje: "What an incredible show!", "This is what America is my Friends". To ma być kwintesencja Ameryki? Ja dziękuję!

Trump Make America Great Again!
Uczyńmy Amerykę na powrót wielką!
Źródło: Wikimedia Commons

Za wcześnie oceniać, czego świat może się spodziewać po prezydenturze Trumpa. Emocje jeszcze nie opadły. Poczekajmy aż on sam zabierze głos i wtedy wyrokujmy. Nie cichną głosy, iż jego prezydentura może być "niebezpieczna" etc. Straszaki te słyszymy od dawna, brak im konkretów. Dla nas Polaków prezydentura Hillary Clinton oznaczałaby utrzymanie status quo. Bylibyśmy nadal trzeciorzędnym partnerem bez prawa głosu, trybikiem w ramach wschodniej polityki USA.Wszystko to oczywiście za Bóg zapłać oraz mało konkretne zapewnienie o przyjaźni ze strony Wuja Sama.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz