czwartek, 5 stycznia 2017

Brudny Harry z Filipin

Zapewne, jakiś czas temu, obiło się Wam o uszy, że prezydentem Filipin został dość kontrowersyjny jegomość. W normalnych warunkach mało kto na naszej długości geograficznej odnotował by fakt wyboru nowego prezydenta w odległym azjatyckim kraju. Jednakże metody walki z przestępczością, jakie przyjął nowy prezydent, odbiegające nieco od tak zwanych zachodnich standardów, sprawiły, iż oczy całego świata coraz częściej zwracają się na Filipiny.


Rodrigo Duterte Ostatnia Nadzieja Filipin
Rodrigo Duterte we własnej osobie. Ostatnia nadzieja Filipin.

Myślę, że na wstępie, warto nieco przybliżyć sylwetkę azjatyckiego szeryfa oraz warunki w jakich sięgnął po władzę. Zwie się on Rodrigo Duterte, na karku ma już 71 lat. Przez trzy kadencje pełnił funkcję burmistrza miasta Davao. Jest on człowiekiem spoza, rządzącej przez długie lata Filipinami, polityczno ekonomicznej elity. Ci ostatni to beneficjenci szybkiego wzrostu gospodarczego Filipin. Wąska grupa ludzi, która od lat skutecznie przechwytuje większość dochodów i lokuje je we własnej kieszeni cementując tym samym olbrzymie rozwarstwienie materialne społeczeństwa Filipin. Pojawienie się na scenie politycznej Rodrigo Duterte, dosadnego i doświadczonego, jak się zaraz dowiemy, w "rozwiązywaniu" problemów społecznych, spowodowało, iż olbrzymie masy zwykłych filipińczyków zaczęły pokładać w nim nadzieję na lepsze jutro.

Co tak naprawdę wiemy o Filipinach? Większości z nas, wstyd się przyznać, Filipiny kojarzą się z egzotycznymi wakacjami z katalogu biura podróży. Jeśli jednak zepchniemy egzotykę na drugi plan wyłoni się przed nami kraj borykający się z problemem przeludnienia, kraj w którym panuje biedą, a przestępczość i korupcja sięgają zenitu. Oprócz biedy największym problemem społecznym z jakim borykają się Filipiny jest narkomania i związana z nią przestępczość narkotykowa, która przybrała w tym kraju olbrzymie rozmiary.

Poligonem doświadczalnym Duterte było Davao, miasto na południu Filipin, gdzie jak już wspomniałem było on burmistrzem. Jak przystało na Filipiny miasto miało ogromne problemy z przestępczością, zwłaszcza narkotykową. Duterte uznał, iż konwencjonalne metody walki z przestępczością nie zdają egzaminu. Wyprowadził więc na ulicę ludzi, którzy mając jego błogosławieństwo, na własną rękę prowadzili wojnę z przestępcami. Delikwentów uznanych za przestępców likwidowano w ulicznych egzekucjach bez najmniejszych skrupułów. Co zaś się tyczy samej przestępczości narkotykowej to dostało się zarówno handlarzom jak i narkomanom. By zmniejszyć podaż należy wyeliminować popyt. Kiedy zagraniczne organizacje obrońców praw człowieka podniosły larum, i oszacowały liczbę egzekucji na ponad 700 Duterte najzwyczajniej w świecie sprostował, że było ich co najmniej 1700 ...

"Nie głosujcie na mnie, bo będzie krwawo". Tak lojalnie ostrzegał wyborców Duterte podczas kampanii prezydenckiej. Jak się zapewne domyślacie słowa dotrzymał. Wybory wygrał ogromną przewagą głosów nad swoim konkurentem. Po objęciu władzy metody walki z przestępczością, które przetestował w Davao, rozciągnął na całe Filipiny. Jak już wspomniałem konwencjonalna walka z przestępcami zeszła na drugi plan, utrudniała ją wszechobecna korupcja i bieda. Mówiąc wprost, na ulicach filipińskich miast prowadzona jest brutalna wojna z przestępczością. Uznani za element kryminogenny likwidowani są na miejscu, bez sądu i możliwości odwołania się od wyższej instancji niż pluton egzekucyjny. Rykoszetem obrywa zapewne mnóstwo Bogu ducha winnych ludzi, ale wkalkulowane to zostało przez prezydenta w koszt oczyszczenia filipińskiego społeczeństwa z kryminalistów i narkomanów. Dotychczasowa liczba ofiar nie jest znana, dane szacunkowe mówią o 7 tysiącach zabitych. Trudno stwierdzić na ile są one wiarygodne. Jedno jest pewne, Duterte działa na dużą skalę i wszystko wskazuje na to, że dopiero się rozkręca. Oczywiście nie muszę mówić, iż działania i osoba prezydenta Filipin wywołują na całym świecie ogromne emocje. Od skrajnego potępienia aż do zachwytu nad rzekomą skutecznością jego metod. Co się zaś tyczy organizacji chroniących prawa człowieka oraz ONZ to Duterte pokazuje im środkowy palec i traktuje w sposób, delikatnie mówiąc, lekceważący.

Kampania wyborcza Rodrigo Duterte
Duterte moim prezydentem. Nie! dla prochów, kryminalistów oraz korupcji!

Na koniec kilka próbek dowcipu prezydenta Duterte.

Papież Franciszek, który wizytował Filipiny zasłużył na miano "skurwysyna" odpowiedzialnego za korki na ulicach Manili. Duertere miał zamiar do papieża zadzwonić i powiedzieć mu to osobiście. To taki żart w wydaniu naszego kowboja.

Dostało się też Obamie, który podczas podróży do Azji wyrażał zaniepokojenie z powodu ulicznych egzekucji pod patronatem Duterte. Został więc uczciwie nazwany "skurwysynem", który wtrąca się w nie swoje sprawy. Po takim policzku Obama odwołał spotkanie z prezydentem Filipin ...

Głośna była też sprawa komentarza Duterte do gwałtu zbiorowego i morderstwa pięciu misjonarek do którego doszło w Davao. Kiedy nasz bohater zobaczył jedną z ofiar (obywatelkę Australii), urzeczony jej urodą, wyraził ubolewanie, iż sprawcy nie zaczekali na niego. Burmistrz ma przecież pierwszeństwo ...

Czas na najbardziej pikantny szczegół dotyczący prezydenta Duterte. Nie tak dawno wyznał on, iż swego czasu sam jeździł motocyklem po Davao w poszukiwaniu potencjalnych przestępców. Napotkane szumowiny likwidował osobiście. Dawał w ten sposób przykład swoim podwładnym. Wypowiadając te słowa potwierdził stawiane mu od dawna zarzuty, iż własnoręcznie dokonywał samosądów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz